Po wielkim rozczarowaniu "Stokrotkami..." Evans'a postanowiłam rozpocząć maraton grudniowy z Evans'em i oto przyszła kolej na "Szukając Noel". O ile w "Stokrotkach..." można przewidzieć co będzie dalej to a tej powieści wszystko się może zdarzyć... Bohaterowie poznają się, zakochują, rozstaja itd., ale towarzyszy temu wszystkiemu jakaś mądrość. Choćby słowa Stu Smarta:" Gdyby ona czekała na ciebie przez całe swoje życie, a ty byś się w nim nie pojawił, dlatego że za bardzo bałeś się zaryzykować." Sama postać Macy jest magiczna, uwodzicielska a zarazem taka rzeczywista z krwi i kości dostępna dla wszystkich potrzebujących. Dla mnie ta powieść jest o dawaniu miłości. I tyle.